czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 19



Oczami Ewy wtorek

Dzisiaj rewanż na Signal Iduna Park. Moje pszczółki grają z nażelowanymi. Mam nadzieję, że wygrają. Trener dał wolne Marco bez żadnego ale. Doskonale rozumie, że blondyn chce być ze mną podczas tego czasu. Już ułożyłam się wygodnie przed TV i kibicowałam (razem z synkiem) pszczółkom. Szczególnie tej z numerem „11” na pleckach. Była 30 minuta meczu. Mario świetnie wykonał rzut rożny, a piłkę do siatki wpakował Marco. Od razu wyjął piłkę z siatki włożył ją sobie pod koszulkę wsadził sobie kciuk do buzi i biegał po murawie. Po chwili podbiegł do ławki rezerwowych i wziął z nich jakiś mały żółty przedmiot. Podbiegł do kamery i pokazał CAŁEMU ŚWIATU małe żółto-czarne śpioszki z numerem 11 i napisem „Niko Reus”. A ja się poryczałam. Po pierwszej połowie było 1:0 dla Borussen. W 57 min. gola strzelił Mario. Wykonał identyczną cieszynkę jak Marco, ale on pokazał do kamery śpioszki  z numerem 10 i napisem „Andrew Götze” teraz to płakałam ze śmiechu. Ann musiała tam też ze śmiechu umierać. W 90 min. znowu strzelił gola Marco. Tym razem cała drużyna wraz z ławką rezerwowych (łącznie z trenerem) podbiegli do linii bocznej i pokazali z rąk kołyski. Już widzę te nagłówki na portalach internetowych i w Bildzie. W 92 min. znów Marco (hat-trick) tym razem Marco zdjął koszulkę meczową a pod nią miał inną żółtą z napisem po polsku „Ewcia kocham Cię <3” Niko tak strasznie szalał, że masakra. Niech no ja tylko Reusa dorwę. On nie może tyle strzelać bo mały mnie rozwali. Zasnęłam ok 23:15.

Następny dzień oczami Marco
Wstałem o 5:30 i pakowałem ostatnie rzeczy do auta. Musiałem pamiętać żeby nie brać tego za dużo bo w drodze powrotnej będę miał pasażerów. Ewa na pewno oglądała mecz. Mam 
nadzieję, że się ucieszyła. Wziąłem też klucze do mieszkania Ewy i odjechałem do Polski do ukochanej i synka który za 1,5 miesiąca ma na tym świecie zawitać. Wczoraj po meczu od razu wróciłem do domu i zacząłem urządzać pokoik dla Niko. Pomalowałem już ściany kiedy usłyszałem dzwonek poszedłem do drzwi i zobaczyłem w nich chłopaków i trenerów. Powiedziałem:
- Sorry chłopaki, ale dzisiaj nie idę pić bo urządzam pokoik dla Niko.- a Robert na to:
- Ale my nie po to czy ty naprawdę myślisz, że w takich ciuchach pójdę do ludzi? My przyszliśmy pomóc, a poza tym mamy prezenty dla Niko.- mnie kopara opadła. Siedzieliśmy nad tym do 2:30. Nieskromnie przyznam, że pokoikprezentował się świetnie. Ale wracając. Była godz. 11:30 byłem już na terenie Polski. Zadzwonił do mnie Mario i powiedział:
- Jak tam stary daleko masz jeszcze?-
- Jakieś 3-4 godz.-
- Aha to pozdrów moją sister ode mnie i Ann.-
- Jasne.- już nie mogłem doczekać się spotkania z moją ukochaną. Miałem dla niej niespodziankę która odmieni nasze życie. Mianowicie w moim schowku w aucie mam pierścionek zaręczynowy dla Ewy. Tu nie chodzi o to, że wpadliśmy i pasowałoby wziąć ślub tylko o to, że zrozumiałem że więcej takiej kobiety jak Ewa nie spotkam i mogę ją za nie długo stracić. Już nie mogę się doczekać aż na żywo zobaczę synka. Przywiozłem ze sobą: nosidełko, fotelik, kilka śpioszków z BVB (łącznie z tymi z meczu), smoczek i różne inne gadżety. W końcu zobaczyłem tabliczkę z napisem Kraków. Po ok 30 min. dojechałem na ulicę Majową gdzie znajdowała się klinika. Naprzeciwko kliniki był mały domek jednorodzinny. Tylko jeden w okolicy to pewnie w nim mieszkała Ewa jak była w domu. Dom miał numer 11. Uśmiechnąłem się pod nosem wyjąłem klucze i wszedłem do środka. Nie powiem, że to był jakiś apartament, ale nie o to tu chodziło. Znalazłem sypialnię, kuchnię i łazienkę. Był też jeden wolny pokój. Postanowiłem, że to będzie tymczasowy pokoik Niko na czas leczenia Ewy. Lodówka była pusta. Postanowiłem pójść na jakieś zakupy i kupić Ewci kilka rzeczy. Typu owoce czy coś. Jak byłem w Niemczech poprosiłem Ann aby poszła ze mną na zakupy. Chciałem kilka bluzek Ewie kupić bo z tego co wiem w szpitalu ma tylko te z wizyty w Niemczech. Poszliśmy do salonu NIKE i znalazłem dział dla kobiet w ciąży. Przeglądaliśmy półki z bluzkami i spodniami gdy Ann mnie zawołała podszedłem do niej, a ona trzymała w rękach świetną czarną bluzkę z białym napisem
Mam super tatę” potem ja osobiście znalazłem podobną tylko że biało-czarną ze sloganem „Moja mama to super laska.” Gdy pokazałem to Ann ta zaczęła się śmiać i kazała włożyć do koszyka. Slogan na następnej bluzce mnie rozwalił było tam napisane „Dajcie mi latarkę bo tutaj jest za ciemno!” . po zakupach wyszliśmy z galerii i odwiozłem narzeczoną mojego kumpla do domu. Ale wracając. Podążałem w garniaku (tak mam zamiar dziś się jej oświadczyć) przez korytarze z bukietem kwiatów w prawej ręce, z siatką z ciuchami na przebranie i z bluzkami dla Ewy w lewej i pierścionkiem w kieszeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz