sobota, 29 marca 2014

Rozdział 11

Oczami Ewy

Po ok 15 minutowej lekcji zaczęliśmy się wspinać. Cóż nie skromnie mówiąc byłam nieco lepsza od Marco. Skałka na którą się wspinaliśmy miała ok 50m wysokości. Było naprawdę super. Byłam o dwie długości ciała przed Marco i byłam happy z powodu wygranej w naszym małym wyścigu. Potem zeszliśmy na sam dół, podziękowaliśmy instruktorom za pomoc i ruszyliśmy do samochodu. W pewnym momencie Marco zawiązał mi coś na oczach okazało się, że to jakaś apaszka. Szepnął mi do ucha:
- Ufasz mi?- a mi normalnie nogi zmiękły miał taki hipnotyzujący głos
- Zawiązałeś mi coś na oczach, więc nie mam wyjścia?- i zaczęłam się śmiać, a on do mnie z wyrzutem w głosie:
- Halo, ja tu próbuję być romantyczny, a ty takie coś.-
- Oj Lamo już się nie fochaj.- ale ten nic się nie odzywał zdjęłam na chwilę apaszkę, odwróciłam się i zobaczyłam blondyna który stał do mnie tyłem. Stanęłam przed nim, ale ten usilnie unikał mojego wzroku. Powiedziałam do niego:
- Marco proszę popatrz na mnie.- nic, zero reakcji. Próbowałam więc dalej:
-
Marcinnho prooszę. Przepraszam no. Co mam zrobić żebyś zaszczycił mnie swoim spojrzeniem?- Reus nic nie powiedział tylko westchnął i wskazał palcem na swój policzek. Ale dalej się franca fochała pomyślałam sobie "Pogrywasz z ogniem panie Reus". Udawałam, że się nie przejęłam "żądaniami" blondyna po czym podeszłam do niego ujęłam jego twarz w dłonie i patrzyłam prosto w te jego oczy. Marco miał taką minę jakby właśnie ogłosili, że Borussia wygrała Ligę Mistrzów. Powoli, lecz stanowczo zmniejszałam dystans między naszymi twarzami i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Po chwili poczułam ręce blondyna w okolicy pasa, a sama zarzuciłam mu ręce na szyję. Jak ja dziękowałam Bogu za moje 175 cm wzrostu. Staliśmy bardzo blisko samochodu i nagle poczułam jak Marco plecami uderza lekko o tył samochodu. Nie miałam najmniejszej ochoty na oderwanie się od ust blondyna. Lecz kiedyś ta chwila musiała nadejść. Oderwałam się od blondyna i popatrzyłam mu prosto w oczy, a w uszach słyszałam nasze przyspieszone oddechy. W oczach Marco dostrzegłam dwie iskierki. Blondyn był chyba usatysfakcjonowany tym co się przed chwilą stało.


Oczami Marco

Czy to co się tutaj przed chwilą stało działo się naprawdę? Miałem wrażenie, że całowałem anioła to było super uczucie. Nie chciałem tego przerywać, lecz przed nami kolejna część wycieczki czyli piknik mam nadzieję, że się jej spodoba. Zawiązałem z powrotem opaskę na jej cudownych oczkach, wziąłem ją niepewnie za rękę i zaprowadziłem na polanę gdzie wszystko było przygotowane.

Oczami Ewy

Po kilku minutach doszliśmy do jakiejś polany. Był tam koc, koszyk 2 butelki wody, sok i... gitara. Pomyślałam sobie "Marco z gitarą byłby dla mnie parą." i w myślach zaczęłam się śmiać. Poszliśmy na koc i dopiero teraz zobaczyłam jaki jest na nim wzór. Oczywiście na samym środku koca było logo BVB. A jakże by inaczej. Usiedliśmy i Marco zaczął wyciągać różne smakołyki z koszyka. Po chwili na naszym kocu wylądowały borówki, truskawki, winogrona, pokrojony arbuz bez pestek (kurde, a miałam nadzieję, że postrzelamy sobie pestkami arbuza), pokrojone gruszki, kawałki jabłka, brzoskwinie na swoje szczęście Marco wyjął z koszyka jeszcze... bitą śmietanę właściwie to dwie. Wzięłam jedną truskawkę, dałam na nią nieco bitej śmietany i przyłożyłam do policzka Marco. Jego mina była bezcenna mieszanina rozbawienia, zdziwienia i wściekłości. Powiedział do mnie:
- No i co tym chciałaś osiągnąć?- spytał ze śmiechem
- Co chciałam przez to osiągnąć?-
- Yhmm.-
- Mianowicie to.- pocałowałam go w policzek usuwając ustami śmietanę. Marco się tylko wyszczerzył. Marco w tym swoim zestawie piknikowym miał również lodówkę podróżną skąd wyciągnął dwa małe schłodzone soki. Jeden podał mi, a sam położył się na kocu zamykając oczy. Chyba chciał się opalić, a ja oczywiście wpadałam na szatański pomysł. Sama postanowiłam się też trochę opalić. Marco w czasie gdy ja piłam swój soczek marchwiowy założył na oczy swoje czarne Ray-Bany, a ja zdjęłam bluzę i położyłam się obok niego. Nie skromnie mówiąc nie mam powodu by narzekać na swoją figurę. Leżałam tak na kocu przez parę minut i nagle usłyszałam, że Marco... chrapie. To mnie rowaliło ledwo powstrzymywałam śmiech. Wstałam odkręciłam jego ZIMNY soczek i wylałam nieco na jego białą koszulkę z Kaczorem Donaldem. Blondyn momentalnie się poderwał na równe nogi i swój wzrok skierował najpierw na plamę na koszulce a potem na mnie. Zmierzył mnie wzrokiem i zatrzymał wzrok na mojej prawej dłoni w której dzierżyłam soczek. Jego mina mówiła sama za siebie. Zaczęłam uciekać ile miałam pary w nogach. Za sobą usłyszałam:
- Ja Cię zaraz złapię.-
- Wątpię coś kiepsko z twoją kondycją.-
- Żebyś się nie zdziwiła.- po chwili poczułam jego ręce na biodrach w momencie Marco obrócił mnie w swoją stronę, popatrzył mi prosto w oczy i powiedział:
- Co masz na swoje usprawiedliwienie?- i wskazał na pomarańczową plamę na śnieżno białym t-shircie. Ja na to:
- No cóż na bluzce masz piękną plamę.-
- To też zauważyłem, a co masz mi do powiedzenia oprócz tego?-
- No z drugiej strony jesteś jeszcze słodszy.-
- Jaki?- 

- No słodszy. Wiem co mówię.- i oblizałam wargi patrząc Reusowi prosto w oczy. On jakby na chwilę się wyłączył. Ja do niego:
- Halo ziemia do Marco.-
- Radzę Ci uciekać.- popędziłam przed siebie, ale nagle o mały włos nie zaliczyłam bliskiego spotkania trzeciego stopnia z glebą wyścieloną zielonym dywanem. Okazało się, ze to Reus mnie złapał, a nie chcąc abym się wywróciła wywalił się razem ze mną. On leżał na trawie, a ja na nim. Po raz kolejny tego dnia pocałowaliśmy się, ale ten pocałunek różnił się kilkoma rzeczami od poprzedniego. Między innymi tym, że to blondyn pierwszy mnie pocałował i tym, że ten pocałunek był bardziej namiętny. Po krótkiej chwili wróciliśmy na koc w wpatrywaliśmy się w niebo. 

                                           
                                             ~***~
No cóż dzisiaj taki dłuższy ponieważ Meine Borussen wygrało ze Sttutgartem 3:2 i hat-tricka ustrzelił <3 MARCO REUS <3
Tutaj łapcie kilka fotek Marco z moim komentarzem
                                     W jedności Borussen zawsze siła.

           Wszyscy przeciwnicy BVB narzekają, że Reus rzadko

         łapie kontuzję. Czemu? Odpowiedź jest prosta. 
                                   Śmiech to zdrowie!!!
                             Sahin: Mordo ty moja najukochańsza!
                      Marco: Tak wiem wszyscy mnie kochacie,
                                      ale ja też was kocham.


1 komentarz: